O Gabrysiu, co chciał się kształcić
Mój dziadek - Gabriel Rurarz (ur. 30.11.1929r. w Wielkiej Wsi, zm. 28.08.2005r. w Dębnicy Kaszubskiej, syn Józefa i Heleny) swój dom, przeżycia wojenne i powojenne dość szczegółowo opisał w swoim pamiętniku pt. "To jest mój dom". Dzięki temu mogę posłużyć się jego własnymi słowami.
Zapisał tam m.in., że jego imię było wyjątkowe i nie powtórzyło się wówczas w najbliższej okolicy, a pomysłodawczynią była babcia małego Gabrysia, której ulubioną pieśnią była "Święty Gabrielu, sługo pobożliwy".
Jak wynika z pamiętnika, usposobienie odziedziczył po swoim dziadku - żywym i skorym do żartów Stanisławie.
Kiedy miał 10 lat, w roku 1939, wybuchła wojna i musiał odłożyć na bok swoje pragnienie pójścia do szkoły.
Jako dziecko był świadkiem zmagania najbliższych członków rodziny z biedą, głodem i wojenną zawieruchą. Pochował młodszego brata Wacka i ojca w trumnach, które sam zrobił.
Po wojnie, zdecydowany kształcić się za wszelką cenę, wystawał tak długo pod bramą Państwowego Gimnazjum Mechanicznego w Końskich aż został zawołany na egzamin wstępny i został uczniem. Dyplom uzyskał w 1949 r. w wieku 20 lat.
Potem zdecydował się ruszyć w świat. Skorzystał z zaproszenia starszego brata Jana i zimą 1949 r. przyjechał na Ziemie Odzyskane do Mikorowa (obecnie gmina Czarna Dąbrówka), gdzie Jan był sekretarzem w Urzędzie Gminy. Tu poznał Henrykę Hilarecką, którą poślubił w kwietniu 1954r. Zamieszkali u rodziców Heni nad jeziorem w Dzierżlinie (4 km od Mikorowa). Gabryś został zatrudniony jako księgowy techniczny w Państwowym Gospodarstwie Rolnym (PGR) w niedalekim Warćminie.
W tym samym roku, 12 listopada, urodziła się pierwsza córka - Alicja, rok później - 03.12. na świat przyszła Danuta, a później syn Leszek.
W tym też okresie dziadek kończył naukę w Liceum Pedagogicznym w Lęborku, przygotowując się do zawodu nauczyciela, po czym został kierownikiem czteroklasowej szkoły w Wargowie, gdzie córki w 1961r. rozpoczęły naukę.
Potem na krótko całą rodziną zamieszkali w Brzegu Dolnym, aby ostatecznie osiąść w Dębnicy Kaszubskiej (dziś powiat Słupsk), gdzie zarówno dziadek Gabryś, jak i babcia Henią są pochowani. W Dębnicy K. całe swoje życie spędziły też ich córki, które tu wyszły za mąż i urodziły dzieci, do których i ja (Aneta) się zaliczam. Syn Leszek wyprowadził się z Dębnicy w strony rodzinne swojej żony - Gabrysi Maluszczak, tj. do Choszczna. Tam też urodziły się jego 3 córki. Babcia i dziadek chętnie odwiedzali swojego syna i ukochaną synową, kiedy tylko mogli. Sami też byli witani z otwartymi ramionami.
Dziadek Gabryś miał zdecydowany charakter i potrafił postawić na swoim. Zdarzyło się, że przyjechał ze szpitala w piżamie i kapciach ze Słupska do Dębnicy, bo go tam zdenerwowali. Za każdym razem mylił też imiona swoich wnucząt. Potrafił wymienić wszystkie, zanim na końcu trafił na właściwe. Zawsze też twierdził, że w rodzinie powinien być prawnik i lekarz. I miał nadzieję, że ja zdobędę któryś z tych zawodów. Podobnie, jak brat Janek, był samoukiem i potrafił grać na skrzypcach i trochę na akordeonie. I nigdy nie brakowało mu poczucia humoru.
Z pamiętnika dziadka Gabrysia
Komentarze
Prześlij komentarz